Ogłoszenie





**FORUM Klubu 4x4 w Kaliszu już gotowe**

#1 2009-02-14 15:03:04

Zadra

Administrator

4786244
Skąd: Kalisz
Zarejestrowany: 2009-02-13
Posty: 4
Punktów :   
WWW

Humor

Humor w każdej postaci

Czysta technika Parkowania


http://www.youtube.com/watch?v=ALGiWvAPNMQ

Offline

 

#2 2009-02-14 15:59:42

Jamszol

Moderator

Skąd: Kalisz
Zarejestrowany: 2009-02-14
Posty: 18
Punktów :   

Re: Humor

To jest chyba rekord świata

Offline

 

#3 2009-11-17 20:16:07

Jamszol

Moderator

Skąd: Kalisz
Zarejestrowany: 2009-02-14
Posty: 18
Punktów :   

Re: Humor

[Musisz być zalogowany, aby przeczytać ukrytą wiadomość]

Offline

 

#4 2010-02-03 22:16:19

Jamszol

Moderator

Skąd: Kalisz
Zarejestrowany: 2009-02-14
Posty: 18
Punktów :   

Re: Humor

Tekst orginalny - bez korekcji.


...Miałem już dzisiaj nic nie pisać ale się wqurwiłem jak nigdy!
Muszę odreagować.
Sorry za błędy i ogólny chaos, ale mam to w dupie. Niech to chuj!
Jeb-any dr Oetker! No co mnie qurwa podkusiło, żeby kupić
budyń z tej zajeb-anej firmy? Siedziałem sobie w domu, czytałem to
i tamto, aż mnie nagle złapała ochota na budyń. A z pięć lat już
tego gówna nie jadłem. No i się wziąłem ubrałem, pobiegłem do sklepu.
- Poproszę budyń.
- Proszę.
- Dziękuję.
Szybki powrót do domu. Na opakowaniu napisane,
że gotować mleko, potem wsypać, bla, bla, bla. Zrobiłem jak
kazali. I co? I wyszło mi kakao! Rzadkie jak sraczka. Tego się nie da jeść.
Jak te pieprzone chamy mogą nazywać to coś budyniem i jeszcze chwalić się
nową recepturą? Mam tego dość. Dość jeb-anej demokracji, kapitalizmu i
całego tego ścierwa, które weszło do nas po '89. Chce takich budyniów jak
za komuny! W brzydkich opakowaniach, ale gęstych z takimi wqurwiającymi grudkami! I kisieli też chcę! Niedawno na własne oczy widziałem jak moja znajoma PIŁA kisiel!
Jak qurwa można pić kisiel? Czy nasze dzieci już nie będą pamiętały, że to
należy wyjadać łyżeczką, do której wszystko się lepi i na koniec trzeba
oblizać? Kto mi zabrał szklane litrowe butelki z koka kolą? Komu one
przeszkadzały? I mleko w butelkach i śmietana, które kwaśniały bo były prawdziwe!

A teraz po tygodniu stania na kaloryferze dalej jest "świeże"
Co to qurwa za mleko? A dzieci myślą, że to mleczarnia mleko daje a krowa
jest fioletowa. A te butelki takie fajne kapsle miały, skoble do strzelania
w dupę się z nich robiło!... A gumki się z szelek wyciągało. Gdzie teraz takie szelki?
Dlaczego teraz nawet wafelki prince polo są w tych cudnych opakowaniach
zachowujących świeżość przez pięćset lat?
Ja chce wafelków w sreberkach! I nie tylko prince polo ale i Mulatków!
Jaki dziad squrwił się zachodnią technologią, dzięki której teraz wszystkie
cukierki rozpływają się w ustach, a nie tak jak kiedyś, trzeba je gryźć było, tak normalnie jak ludzie!?
No pytam sie, no!
Pierd-olę mieć do wyboru setki rodzajów lodów i nie móc zdecydować się, na
jaki mam ochotę! Kiedyś były tylko bambino w czekoladzie i wszyscy byli
szczęśliwi, a jak rzucili casatte to ustawiała się kolejka na pół kilometra.
Czy ktoś pamięta jak smakuje prawdziwa bułka? Nie, qurwa, nie tak jak w
waszych pierd-olonych sklepach, napompowane powietrzem kruche gówna.
Prawdziwe bułki są twardawe, wyraziste w smaku, a najlepiej z prawdziwym
masłem, które wyjęte z lodówki jest niemożliwe do rozsmarowania! O
margarynie za komuny można było tylko pomarzyć, a jak była, to taka chu-jowa,
chyba Palma się nazywała. Wielkie pierd-olone koncerny wyje-bały na amen z
rynku moją ukochaną oranżadę, którą za młodu gasiłem pragnienie, a mordę
przez pięć godzin miałem czerwoną. I jej młodszą siostrę - oranżadkę w
proszku, której nikt nigdy nie rozpuszczał w wodzie, Bo służyła do
wyjadania oblizanym palcem. Nawet ukochane parówki mi zaje-bali, dziś już
nie robi się takich dobrych jak kiedyś...
W telewizji były dwa kanały, na każdym nic do oglądania. Teraz mamy sto
kanałów i też nic nie ma.
Możemy wpierd-alać pomarańcze, banany i mandarynki, a kiedyś jak
przyszedłeś z czymś takim do szkoły, to cię szefem nazywali. Fast foodów
też nie było i każdy żywił się w drewnianych budach i żarliśmy z
aluminiowych talerzy i jakoś nikt sraczki nie dostał, a śmieci wokoło nie
było bo nie było zasranych jednorazówek. A jak chcieliśmy ameryki to
żywiliśmy się zapiekankami z serem i pieczarkami i hod-dogami nabijanymi
na metalowe pale. Buła, parówa, musztarda!
Nic więcej do szczęścia nie potrzebowaliśmy.
Spier-dalaj zasrana Ameryko.
A taką qurwa miałem ochotę na budyń...

Offline

 

#5 2010-02-03 22:17:29

Jamszol

Moderator

Skąd: Kalisz
Zarejestrowany: 2009-02-14
Posty: 18
Punktów :   

Re: Humor

Posiadam.

Wróć. Moja żona posiada kota, rasy kotka, rasy czarnej, rasy ze schroniska, rasy małe kocie.

Guzik by mnie to obchodziło gdyby nie fakt, że jest małe, że chodzi to to bez przerwy za mną i trzeszczy- a to na ręce, a to żreć, a to trzeszczy dla samego trzeszczenia zupełnie jak jej pani. Generalnie pogłaskać mogę, kopnąć jakąś rzecz która leży na ziemi żeby kot za nią biegał też, niech chowa się zdrowo do czasu aż raz zapomnę zamknąć terrarium i zajmie się nim mój wąż, reszta to nie mój problem.

Ale do czasu. Staje się to moim problemem gdy moja współmałżonka udaje się w celach służbowych gdzieś tam na ileś tam. I spada na mnie karmienie wyprowadzanie i sprzątanie po tym całym tałatajstwie. Jako, że to zawsze lekko olewam i robię wszystko w ostatni dzień przed powrotem małżonki- nie nastręcza mi to wiele problemów.

Kot jest od niedawna i od niedawna jest nowy zwyczaj- niezamykania łazienki, gdyż w niej znajduje się urządzenie zwane potocznie kuwetą, do którego kot robi to samo co ja w toalecie, czyli wchodzi i może spokojnie pomyśleć.

Mnie jednak uczono całe życie zamykać te cholerne drzwi do łazienki za sobą, więc stale żona mi trzeszczała, że kot tam nie może wejść i „myśleć”. Ja jestem stary i się nie nauczę, poza tym mieszkam tu dłużej niż ten kot, sam dom stawiałem, moje drzwi, mój kibel, wypierdalać więc. I postawiłem na swoim. Od jakiegoś czasu kot chodzi do toalety razem ze mną. Jak nie ma małżonki to musi zazwyczaj czyhać na mnie albo miauczeć coby przypomnieć, że trzeba mu łazienkę otworzyć, bo jak jest żona to ona ma już w biosie zaprogramowane- ja wychodzę i zamykam, ona idzie i otwiera, żeby kot mógł wejść- taka technologia po prostu.

Czasem kot skacze na klamkę ale ma jeszcze zbyt małą wyporność i zwisa na niej bezradnie. Jednak jak moja żona będzie nadal go tak karmić- to w szybkim tempie będzie za każdym razem klamkę upierdalał- a wtedy wiadomo- wąż.

Dobrze więc- uporządkuję- żona- delegacja, ja praca- wracam, wchodzę do domu, kot przy drzwiach do łazienki skwierczy, bo jak wychodziłem to zamknąłem za sobą. Ok, kotku mnie się też chce. Idziemy razem- ja toaletka, okienko uchylam, papierosik (bo żona będzie za trzy dni- więc spokojnie wywietrzę) kotek swoje, ja przez okienko spoglądam, jest cudnie. Kotek wskakuje na kaloryfer na parapecik i patrzymy razem przez okno. No cudnie. Kot skończył dawno, ja teraz, pet do muszli, spuszczam wodę, a ten mały skurwiel jak nie śmignie i sru za tym petem z tego parapetu i do kibla. Zakręciło nim dwa razy i kota nie ma. Nawet nie zdążył miauknąć. No ja pierdolę. Nie ni chuja to niemożliwe jest. Przecież nawet taki mały kot jest kurwa za duży- żeby przejść tym syfonem.

Ale słyszę tylko pizdut- oż kurwa no to nie mogło mi się zdawać- coś ciężkiego poszło w pion. Kurwa wszyscy święci w trójcy jedyny Boże, ukazali mi się przed oczami. Kot kurwa popłynął wprost w odmęty prawego dopływu królowej polskich rzek. Lecę kurwa na dół do piwnicy- choć może powinienem od razu do schroniska- zanim wróci moja żona- nie ma wafla, znajdę jakiegoś małego czarnego skurwiela z białą krawatką, nie było jej kilka dni może się nie połapie.

Ale chuj – najpierw do piwnicy- zbiegam po schodach, słucham coś drapie w rurze, pion kawałek płaskiej rury, miauczy- jest kurwa, żyje i nie poleciał do sieci miejskiej. Nawet jak teraz zdechnie- to chuj przynajmniej będę miał jego truchło i powiem, że kojfnął z przyczyn naturalnych albo tylko lekko nienaturalnych, bo przecież mi baba nie uwierzy za chuja trefla, że kot sam wpadł do kibla. Ale na razie drapie i żyje. Znalazłem taki wziernik gdzie można zaglądnąć do tej rury i wołam. Kici kici. Ni chuja, nie przyjdzie, wołam, wołam, a ten kurwa głąb zamiast przyjść do mnie to kurwa chce iść tam skąd przyszedł czyli do góry w pion. Ja go wołam a on do góry drapie. I udrapie, udrapie kilkanaście centymetrów i zjazd w dół.

No pojebało i mnie, że tu stoję i jego (kota) Tak przez pół godziny. Prosiłem, wołałem, błagałem, groziłem, wabiłem żarciem- i ni chuja- uparł się i nic tylko rurą do góry z powrotem do kibla. Za daleko, żeby włożyć rękę, grabie czy cokolwiek. Jedyna metoda- fight fire with fire- ogień zwalczaj ogniem. Zatkałem tą rurę przy wzierniku deszczułkami którymi używam na podpałkę do kominka, żeby kot nie popłynął już nigdzie dalej i z buta na górę do kibla- geberit i woda w dół- bombs gone. I bieg do piwnicy.

Po drodze słyszę jak się przewala po rurach- podziałało.

Wbiegam do piwnicy i kurwa koniec świata. Nie ma moich deszczułek- no może z jedna, cała prowizoryczna tama poszła w chuj i kota też nie słychać już.

Ja pierdolę. Kurwa gdzie ta rura teraz idzie- coś mi świtnęło, że kanalizacja w ulicy, dom od ulicy ze 30 metrów- może nie wszystko stracone i gdzieś się zwierzak zatrzymał po drodze. Biegnę na ulicę, jest studzienka- mam nadzieję, że to od mojego domu.

Ni cholery jej nie podniosę. Ciężka jak szlag i nie ma za co chwycić. Powrót do domu i pogrzebacz od kominka, tym może uda się to podważyć. Ni cholery- najpierw ugiąłem, potem złamałem żelastwo. Myśl auto stoi na ulicy- mam pas do holowania, może uda się to szarpnąć. Hak, pas, wsteczny- poszło aż zakurzyło.

Po jaką cholerę takie te wieka robią ciężkie.

Smród jak cholera ale złażę tam- ciemno jak w dupie, rura jest, wygląda, że idzie od mojego domu. Latarka. Kurwa mam w aucie, chujowa ale może starczy.

Włażę po raz drugi- smród mnie już nie zabije- przywykłem po chwili. Zaglądam i jest oczyska mu się tylko świecą. I znów ta sama bajka. Kici, kici, kici, a ten mały skurczybyk spierdziela w drugą stronę. No ja pierdolę. Szlag mnie trafi. Długo tu nie wysiedzę, jest zimno, śmierdzi a na dodatek ktoś mi zwali tą pokrywę na łeb i moje problemy się skończą jak nic. Nie chcesz po dobroci, to będzie po złości.

Do domu, po brezent. Wyłożyłem dno studzienki tak by mi nie wpadł głębiej. Zużyłem wszystkie, taśmy samoprzylepne, plastry żeby nie wpadł do głównej nitki kanalizacyjnej. Zaglądam co chwilę do rury ale słyszę tylko miauczenie i nic nie widzę. Poszedł gdzieś wpizdu. Jeszcze tylko trójkąt, żeby nikt się w tą otwartą studzienkę nie wpierdolił bo na ulicy ciemno.

Sąsiad kurwa- ciekawski, widziałem żłoba jak patrzył przez okno, jak próbowałem pogrzebaczem podnieść wieko. Nie przyszedł pomóc a teraz chuj złamany stoi i się dopytuje.

Co mam mu kurwa powiedzieć? Że przepycham kotem kanalizację?

Idźżesz w chuj pacanie. Powiedziałem mu w końcu, żeby poszedł do domu i pozatykał sobie też wszystkie otwory bo na początku osiedla była awaria i wszystkie ścieki się wracają i wybijają w domach- a ten baran się przestraszył, poleciał i przed swoim domem siłuje się z pokrywą. Niech ma za swoje.

Wracając do kota- bo menda tam siedzi i nie chce wyjść. Mam wszystko gotowe- więc do domu, jedna wanna, druga wanna, koreczek i napuszczam wodę. Papierosik i czekam pod studzienką bo nuż mu się zmieni i wyjdzie dobrowolnie.

Kurwa drugi sąsiad przyszedł- po pięciu minutach następny odmyka wieko, teoria samospełniającej się przepowiedni działa- kurwa ludzie to są barany.

Idę do domu, obie wanny pełne, ognia- spuszczam wodę z wanien i dokładam dwa spusty z dwóch spłuczek z domu. Nie ma chuja to go musi wygonić albo utopić.

Lecę na ulicę, woda wali na brezent aż huczy a tego skurwiela dalej nie wylało z kąpielą.

Kurwa mać- urwało się wszystko w pizdu i popłynęło, bo ileż to utrzyma tej wody. Brezent, taśmy, plastry, sznurki- w chuj- jak się to gdzieś przytka to będę miał przejebane.

Znowu do domu po drugi pogrzebacz bo trzeba zamknąć ten pierdolony dekiel.

Wchodzę- a ten skurwiel kot tarza się w sypialni po łóżku. No ja pierdolę! Jak on kurwa wyszedł- którędy? Ano kurwa wziernikiem w piwnicy- zostawiłem otwarty. Ja kurwa stoję i marznę a ten gnój tarza się w mojej pościeli. Zajebie. Przerobię na pasztet. I jeszcze z radości włazi na mnie. Kurwa mać. Przynajmniej kuleje.

Straty- zajebane łazienki, w obu przelała się woda z wanien, zajebana piwnica- bo zostawiłem otwarty wziernik i duża część wody poleciała na piwnicę. Pościel w sypialni do wyjebania, brezent z reklamą firmy- poszedł w chuj, latarka- w chuj, pogrzebacz w chuj.

Afera na ulicy jak chuj.

Offline

 

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
GotLink.plskup złomu Piła savo